poniedziałek, 30 marca 2015

Eu nao vou sair ate sua morte, czyli Tró Loff w pięć minut.

Analiza Eu nao vou sair ate sua morte, czyli Tró Loff w pięć minut.

Analizują: Nikita i Luthien  





Ómarłam. Powiem tyle. Ómarłam.
Ja jeszcze tego nie czytałam… *głęboki wdech*

Prolog                   

- Mamo długo jeszcze ? - piętnastoletnia ja nie mogłam dłużej wytrzymać w samolocie
Okej, po przeczytaniu tego zdania, do głowy przychodzi mi tylko jeden komentarz: WTF IS THIS SHIT
A ja umarłam na wstępie, powalona gramatyką i logiką tego zdania. A kropka widzę bardzo przewidująca, już uciekła.
Zazdroszczę jej…
-  Kotku zaraz będziemy.
Miau
- Della zluzuj majty ! - moja siostra zawsze była wyluzowana.
Powtórzenie. To zdanie też mnie rozwaliło *wali głową o biurko*
*ja też*
Normalnie jakbym się do podstawówki cofnęła.
Albo jeszcze wcześniej.
Aż wreszcie po jakiś 20 minutach wylądowaliśmy i byliśmy już na miejscu. Kiedy wyszłyśmy z lotniska, poczułyśmy ten klimat. Taak
Witaj, nadprogramowe a, co cię tu sprowadza?
Bezrobocie
to była Brazylia.
I już nie jest?
Pewnie uciekła z tego opka. Dziwisz się?
Chyba nie.
Mama zabrała nas tam na wakacje do Sao Paulo. Niestety znając nasze szczęście musiałyśmy iść na pieszo bo nasza Taxi w między czasie [razem -,-] się zepsuła.
Yhm… A nie mogły, no nie wiem… Wziąć drugiej?!
Jednak gdy byłyśmy na miejscu było już czuć wspomniały klimat.
Wspomniały? To miało być wspaniały, czy wspomniany? O.o
Pewnie aŁtorka nie mogła się zdecydować i zrobiła takie combo.
Można tak powiedzieć że ośrodek składał się z 6 domków
Dafuq? On się składa z tych sześciu domków, a nie „można tak powiedzieć”. A poza tym, liczby zapisujemy słownie, droga aŁtorko.
, a także małej stołówki gdzie widać było, że ludzie siedzieli tam 24/7
Cooo...?? Czy tylko ja nie zrozumiałam tego zdania? *znów wali głową w biurko, nie zważając na siniaki na czole*
Wait. A jak niby może być widać, że siedzieli tam 24/7? Czyżby nasz boCHaterka miała zdolności nadprzyrodzone?
, oraz małego boiska na którym bawiło się kilkoro dzieci i samotnie wyglądający chłopak. Um… Jedna chwila… ten samotnie wyglądający chłopak, po którym wcale się nie spodziewam, że będzie Tym Jedynym (Jedyny Boski Edward Boski Cullen Boski Jedyny XD sorry, pierwsze skojarzenie), bawił się z tymi dziećmi? Bo tak wynika ze zdania… A jeśli się z nimi bawił, to jak mógł wyglądać samotnie? Wtf?
- Mamo, my z Dellą pójdziemy na boisko ok?
Ciekawe, kto to powiedział... Droga aŁtorko, my naprawdę chciałybyśmy wiedzieć kto co mówi.
Naprawdę! *chlip*
- Dobrze Martynko tylko uważajcie !
Kim jest Martynka to też się oczywiście nie dowiemy... *idzie sobie zrobić kawę, bo nie daje rady*
*również idzie zrobić sobie kawę, ale dlatego, że lubi*
- Spoko !
Poszłyśmy na boisko. Nie wiem czy to  ja jakaś byłam dziwna,
No raczej tak.
No, brawo za spostrzegawczość boCHaterko.
czy Martyna, czy my obie,
O, ta opcja chyba najlepsza.
Też tak uważam.
ale nagle gdy przyszłyśmy wszyscy się na nas gapili. Siostra
One moment. Ta siostra to Martynka, tak? Tylko po cholerę ma polskie imię, kiedy jej siostra nazywa się Della? Chyba, że to jakiś dziki skrót…
poszła pogadać z dzieciakami, ponieważ była ode mnie młodsza to też nie chciała spotkać się ze starszym towarzystwem,
czyli, rozumiem, z tym samotnie wyglądającym chłopakiem, bawiącym się z tymi dziećmi? a ja że nie jestem zbyt otwarta na ludzi siedziałam sobie obok bramki do gry w piłkę, jednak nagle podszedł do mnie jakiś chłopak - to ten który grał samotnie w nożną.
Dłuższego zdania to się nie dało, co? Ani bardziej poplątanego?
Da się w ogóle grać samotnie w nogę?  
No wiesz, kopiesz piłkę do pustej bramki. Tylko jaki to ma sens?
Yy, nie ma. Czyli się jednak z tymi dziećmi nie bawił, tylko stwierdził, że jest ponad to i bawił się sam?
Najwyraźniej XD
- Cześć, jak masz na imię ?
Na moje oko był on w moim wieku, może o rok starszy.   
- Della, a ty ?
- Bardzo ładne imię. Ja jestem Oscar - podał mi przyjaźnie rękę i siadł obok mnie.
Ooo, Tró Loff się rozwija ^^
- Co tak sam tutaj siedzisz?
- Ach, czekam tu na ciebie od dawna… W końcu zjawiłaś się, by zabarwić moją szarą egzystencję Tró Loffem...
- Aaa jakoś nie mam z kim grać, bo tata w pracy, a z moją siostrą nie pograsz za długo, bo się obrazi.
A te dzieciaki?
- Podobnie jak z moją - uśmiechnęłam się do niego, a on się zarumienił.
Czemu?
- Jesteś stąd ?
- Nie nie.
Ej, jakby się tak uprzeć... to tu jest zaprzeczenie zaprzeczenia... czyli wychodzi na to, że jest stąd :D
Pochodzą z Kolumbii przyjechałam tutaj na wakacje.
Kim są ci oni, co pochodzą z Kolumbii?
Sąsiedzi Dżefa de kilera!  
A przecinek uciekł w siną dal... jego szczęście.
- Aha. Myślałem że jesteś z Argentyny, bo masz taką urodę. Wtf
- Dużo osób mi to mówi, ale nie jestem z Argentyny jak widać.
Ach, te inteligentne rozmowy…       
Podeszła do nas moja siostra.
- Ooo Della widzę że znalazłaś sobie kogoś do rozmowy
Nic się nie odezwałam, nagle mama mnie wołała.
Wuuuuuuut...? Kolejne zdanie, którego nie zrozumiałam *przynosi sobie dzbanek z kawą, a obok kładzie łuk, strzały i różdżkę* *ten sam sprzęt*
- Della, kochanie pomóż mi w rozpakowaniu !
- Już idę ! - poszłam do mojej mamy.
A Martyna  rozmawiała z Oscarem.
O nie, nasza boCHaterka będzie zazdrosna!
Normalnie zaraz się załamię, takie to smutne
-Więc ty chyba lubisz Dellę nie ?
Oscar wstydząc się powiedzieć , wymamrotał:
- Ja ją kocham…
Tak i o to chodzi, chłopie! Rozmawiałeś z nią max pięć minut i już ją kochasz, Tró Loff level 10000.
Ja ci mówię, że ona mu dała amortencię. Od razu widać!
- Ale jak to ?
- No ona jest wspaniała .
- Czekaj, czekaj ty chcesz mi powiedzieć że się zakochałeś w niej ? - Martyna była w szoku. Ja nigdy nie miałam żadnego chłopaka,
Wait, what? Nasza boCHaterka poszła pomagać mamie rozpakowywać coś, ale nadal słucha rozmowy... co? Fuck logic, nic nie ogarniam.
Mówiłam, jest czarownicą, użyła uszu dalekiego zasięgu, jakiejś swojej czarnej magii! Ja, gryfonka, ci to mówię!
Była w sklepie Freda i Georga!
Teraz to już tylko Georga :(
Cicho, nie przypominaj mi o tym (Freda lubiłam :( ) Pamiętam to cudowne ucho ^^ Najlepsze! Darmowa reklama! George, podziękuj ładnie!
wydawało mi się że jestem nie atrakcyjna ale : ale co?
- No tak.. Ona jest dla mnie jak promień słońca. Jest najpiękniejszą dziewczyną jaką widziałem. Chciałbym z nią wziąć ślub.
Nie... nie... nie... chciałam napisać jakiś konstruktywny komentarz, ale ze śmiechu nie mogę... *tarza się po podłodze*
To ja spróbuję… Eee… *dołącza do Nikity na podłodze*
Martyna nie wiedząc co ma powiedzieć, po chwili coś z siebie wydusiła.
- Mam jej to powiedzieć ?
- Nie, chciałbym, aby ona dowiedziała się tego ode mnie.
- Aha no dobrze.. (dwie kropki? A cóż to oznacza?) No nic to ja spadam do domu. To do jutra…
Chwila, ale ona już przecież wie. Skoro narracja jest pierwszoosobowa, a ona to opisuje, to znaczy, że to słyszała i nikt nie musi jej nic mówić... Eru, dobra w dupie z tym.
Ostatni tydzień był dość dziwny, Martyna w ogóle nie odzywała się do mnie i spędzała czas tylko z tymi dzieciakami. Za to ja spędzałam czas z Oscarem na spacerach po mieście. Nawet raz zabrał mnie na pizze, jednak przyszedł taki dzień w którym musiałam się z nim pożegnać. łaj? Poszłam w nasze stałe miejsce, czekał już na mnie, chyba nie spodziewał się jeszcze tego co miałam mu do powiedzenia. Podbiegłam do niego i oparłam ręce o jego kolana.
Przypomniały mi się piramidy na wf…
Hahahah XDD
- Cześć - uśmiechnęłam się do niego (kropko, gdzie jesteś?)
Oscar zaczerwieniony, patrzał się na mnie dziwnie.
Patrzał? Wuut...?
- Cześć…. (grrrr... droga aŁtorko stawia się albo jedną, albo trzy kropki... nie mniej, nie więcej!!) - odwzajemnił do mnie uśmiech, ale dość smutnie. SMUTNO
- Eee nie wiem jak mam ci to powiedzieć, ale…
- Wiem.. (i znowu ;_;)
- Skąd ?
- Słyszałem jak twoja mama ci to mówiła….
- Aha…  Bardzo chciała bym zostać, ale…
Eru, co? Pogubiłam się... *opuszcza głowę zawstydzona*
Nie martw się. Tu nie ma nic do rozumienia! Najprawdopodobniej aŁtorka po prostu napisała coś kompletnie bez sensu, żeby wzbudzić w czytelnikach poczucie, że jest mądrzejsza. Patrz jak ja się znam na psychologii!!! *dumna*
Widziałam już pierwsze łzy w oczach Oscara.6aa1660e0c5fd26403adb72fae5ff5a7.jpg
- Ale nie mogę.
Oscar nic nie mówił, ale po chwili przytulił mnie bardzo mocno i powiedział coś podobnego do hiszpańskiego „Te Amo” i francuskiego „Je te aime” (nie popisuj się francuskim jak go nie umiesz -_- pisze się „je t'aime”) (obawiam się aŁtorko, że na nas językami wrażenia nie zrobisz. Szkoła dwujęzyczna się kłania!), znaczącego oczywiście „Kocham cię”
NO SHIT, SHERLOCK
, ale ja nie mogłam nic zrozumieć z jego mowy i po prostu go przytuliłam, a on pocałował mnie w policzek.
- No nic Oscar to może się jeszcze zobaczymy... - przytuliłam go bardzo mocno .
- Do widzenia…  - powiedział to z łzami w oczach.
- Do widzenia. (kropka zagłady... idź sobie stąd!) - pobiegłam do naszego domku.
Może to się zdawać dziwne, ale coś poczułam do tego chłopaka. Był inny niż reszta i jedyny który umiał zrozumieć mój trudny charakter. Jednak tajemnica Martyny przez lata została nieujawniona.
Wait, what? Jaka tajemnica Martyny?? O.O Logika w tym opku mnie zabiła... ale tak na śmierć…
Teraz wait. Muszę się zastanowić. Czyli opko było o Tró Loffie dwójki dzieciaków. Ok. Ale co do cholery ma do tego jakaś tajemnica Martyny?! Mahal, send me strengh...
Wiem na pewno, że zrobimy kolejną część, czyli pierwszy rozdział :D A tymczasem – ruszam na poszukiwanie uciekinierów-przecinków! Ktoś dołącza?
Ja!!!

niedziela, 22 marca 2015

Dżef the Killer, czyli sąsiedzi i teleportacja.

Analizują: Nikita i Luthien



Dobra *wdech, wydech* Już to czytałam, ale tylko kawałki i szczerze, trochę się boję...
A ja czytałam całe! Ale też się boję, bo to jest creepypasta i jesst taaaaaka strhaszna, że będę koszmary miała przez miesiąc... Chociaż to może przez ten brak logiki w tekście...?



Wycinek z lokalnej gazety: NIEZNANY ZŁOWIESZCZY MORDERCA
DALEJ NA WOLNOŚCI.
Pierwsze skojarzenie – Syriusz Black XD
Nie obrażaj mi tu mojego Syriusza!
Po tygodniach niewyjaśnionych zabójstw, groźny i tajemniczy morderca wciąż powiększa liczbę swoich ofiar. Znaleziono jednak młodego chłopca, który twierdzi, że przeżył atak zabójcy
Twierdzi? Tylko twierdzi? A tego nie widać, że przeżył? Świetnie...
Może jest zombie?
i odważnie opowiada swoją historię... Co za boCHater!
"Miałem zły sen i obudziłem się w środku nocy." mówi chłopiec. ,,Zauważyłem, że z jakiegoś powodu okno było otwarte, chociaż pamiętam, że zamykałem je, zanim położyłem się spać. Wstałem więc z łóżka, żeby je zamknąć ponownie. W końcu wgramoliłem się ^^ jak suodko z powrotem pod kołdrę i próbowałem zasnąć. To właśnie wtedy ogarnęło mnie dziwne uczucie, jakby ktoś mnie obserwował.
Halt? XD XD Albo Oko Saurona On patrzy...
Otworzyłem oczy i o mało nie wyskoczyłem z łóżka. Tam, w małym strumieniu światła
Strumień światła?? What the Eru? What the Mahal?
wpadającym spomiędzy zasłon, zobaczyłem parę oczu. Chwila... zobaczył parę oczu w strumieniu światła? Skoro to było światło, to czemu widział tylko oczy? I mean, skoro to światło oświetlało oczy, to resztę twarzy też musiało...
To nie były normalne oczy; te były mroczne, złowieszcze, otoczone czernią… przerażały mnie. Ale wtedy ujrzałem jego usta.
Tych oczu? Ale wtedy to powinno być „ich usta”... chociaż nadal nie mam pojęcia jak oczy mogą mieć usta. Ja też nie
Długi, straszliwy uśmiech sprawił, że wszystkie włosy stanęły mi dęba. Postać stała tam, przeszywając mnie wzrokiem. Po chwili, która zdawać by się mogła wiecznością,
Achh, ten język...
powiedział to...
Woooow... tak błyskotliwej wypowiedzi już dawno nie słyszałam!
Prostą frazę, ale wypowiedzianą w sposób, na który byłoby stać tylko człowieka obłąkanego.
Powiedział "Idź spać". Aaaaaaa!!!! On powiedział ,,idź spać''?!CZY ON WŁAŚNIE POWIEDZIAŁ ,,IDŹ SPAĆ''?! TO TAKIE... yyy... Właściwie, to co jest w tym obłąkanego? Tak wnioskując z tego, to moi rodzice są obłąkani... No i ja też... Czego to się człowiek dowiaduje codziennie! Zacząłem krzyczeć, na co błyskawicznie zareagował. Wyciągnął nóż i wycelował go w moje serce, wskakując na łóżko. Bitwa na poduszki! Próbowałem walczyć; see? kopałem, biłem, wykręcałem się, starając się zrzucić go z siebie.
Próbuję to sobie wyobrazić... bezskutecznie. Gwałt!
Wtedy do pokoju wbiegł mój ojciec. Mężczyzna rzucił w jego stronę nożem, trafiając go w ramię. Ten szaleniec z pewnością by go wykończył, gdyby nie jeden z sąsiadów, który zaalarmował policję.
A jak sąsiad ich usłyszał? I jak zdążył tak szybko się obudzić i zadzwonić...? Ten sąsiad to wszystko widział. Ten sąsiad widzi i wie wszystko. Ten sąsiad nie śpi. Ten sąsiad czuwa. Ten sąsiad... nie ma sensu.
Policjanci wjechali na parking przed domem i pobiegli w stronę drzwi frontowych.
A przyjazd zajął im... 5 sekund? TELEPORTACJA TO NIE BYLI ZWYKLI POLICJANCI, TO BYLI POLICJANCI LEVEL SĄSIAD. A może to ONI byli SĄSIADEM??? To by wiele wyjaśniało. Szczególnie, że policja raczej się nie śpieszy
Mężczyzna odwrócił się i wybiegł na korytarz. Usłyszałem trzask tłuczonego szkła. Kiedy wyszedłem ze swojego pokoju, zobaczyłem, że okno z tylnej części domu zostało rozbite. Wyjrzałem zza pozostałej po nim ramy i patrzyłem za nim, jak znika w oddali. Mogę powiedzieć wam tylko jedno, nigdy nie zapomnę jego twarzy. Te zimne, wrogie oczy i ten psychotyczny
Yyyy... cokolwiek to znaczy...
uśmiech. One nigdy nie opuszczą mojej głowy." A co z tym jego ojcem? Zostawił go tam?
Policja w dalszym ciągu szuka tego mężczyzny. Jeśli zobaczysz kogokolwiek, kto pasuje do opisu w tej historii, jak najszybciej zgłoś to do najbliższej komendy policji. Jo, a jak bym zgłosiła to na policję, stwierdziliby, że coś jest ze mną nie tak. No, bo wyobraźcie sobie ,,Dzień dobry, widziałam gościa z czarnymi, mhocznymi oczami i psychotycznym uśmiechem i pomyślałam, że to zgłoszę... Czemu się pan tak na mnie dziwnie patrzy?



Jeff i jego rodzina przeprowadzili się do innego miasta.
Kto to niby ten Jeff? Skąd się wziął? Wtf? To sprawka tego sąsiada...
Jego ojciec dostał premię w pracy, więc uznali, że lepiej będzie im się żyło na jednym z tych
Hmmm... ciekawe jak się żyje „na” osiedlu... to musi być fascynujące doświadczenie...
"ekstrawaganckich" osiedli. Jeff ze swoim bratem Liu Liu? Co za rodzic nazywa swoje dziecko Liu?! nie mogli narzekać. Nowy, lepszy dom. Czego tu nie lubić? Wkrótce po tym, jak się wypakowali, zawitali do nich sąsiedzi. Kolejni?
"Witajcie!" powiedziała kobieta. "Jestem Barbara, Przed chwilą takie imiona jak Jeff i Liu, a tu nagle wyskakują ci z Barbarą... mieszkam w domu po drugiej stronie ulicy. Wraz z moim synkiem chcieliśmy się z wami zapoznać.” Barbara odwróciła się i zawołała swojego syna. "Billy, O, i znowu! to są nasi nowi sąsiedzi.". Billy przywitał się i pobiegł dalej bawić się na podwórku.
"Cóż,"
Co tu robi ten przecinek, ja się pytam? Może się teleportował z policji
powiedziała mama Jeffa, "jestem Margaret, to mój mąż Peter, a to moi dwaj synowie, Jeff i Liu". Kiedy już się wszyscy przywitali, Barbara zaprosiła ich na przyjęcie urodzinowe jej syna.
Ponieważ każdy, kto się dopiero co pozna, zaprasza się na urodzinowe przyjęcie *facepalm* *deskhead*
Jeff z bratem chcieli odmówić, jednak ich matka wyprzedziła ich, mówiąc, że bardzo chcieliby pójść. Kiedy Jeff z rodziną Jeff z bratem, Jeff z rodziną... skończyli się rozpakowywać, Jeff powtórzenia!!! poszedł do swojej matki.
"Mamo, dlaczego zgodziłaś się na to przyjęcie? Jeśli jeszcze nie zauważyłaś,  nie jestem już małym, głupim dzieckiem."
Czyli na przyjęcia chodzą tylko „małe, głupie dzieci”? Nie no, spoko, widać aŁtoreczka/aŁtor nigdy nie słyszał/a o czymś takim jak 18-nastka...
"Jeff…" rzekła jego matka, "Dopiero się wprowadziliśmy; powinniśmy pokazać, że chcemy spędzać czas z naszymi sąsiadami, więc idziemy na to przyjęcie i koniec." Jeff chciał mówić dalej, lecz przerwał,
Skoro nie mówił dalej, to nie mógł przerwać -_- It makes no sense to me *wali głową o ścianę* *patrzy i się przyłącza*
bo wiedział, że nie ma nic do gadania, gdy mama coś zadecyduje.
Wszedł po schodach do swojego pokoju, usiadł na łóżku i przez pewien czas siedział tak bezczynnie. Aż w pewnym momencie ogarnęło go dziwne uczucie. Nie był to ból, lecz po prostu... dziwne uczucie,
No to sprecyzowałeś/aś, brawo. I już wszyscy wiemy, o co chodzi. Ym, ja nie wiem... I chyba nie chcę wiedzieć...
lecz on je zignorował. Pomyślał, że to tylko dziwne uczucie. Szybko do łazienki! Może jeszcze nie jest za późno! Usłyszał jak matka woła go, by wziął swoje rzeczy, więc poszedł po nie na dół.

Następnego dnia Jeff zszedł na dół, powtórzenie aby zjeść śniadanie i przygotować się do szkoły. Gdy jadł, znów ogarnęło go to dziwne uczucie, tylko tym razem było silniejsze i powodowało lekki ból, lecz on ponownie je zignorował.
Whaaaaaat, ja nadal nie wiem, o co chodziiii... Za dużo kapusty
Gdy Jeff i Liu zjedli śniadanie i przygotowali się do szkoły, poszli na przystanek autobusowy. Gdy już byli na przystanku i czekali na autobus nagle jakieś dziecko na deskorolce przeskoczyło nad nimi, centymetry nad ich głowami.
Wait, what?! Latające dziecko ;_; Mini IronMan! Ok, sorry, nie chciałam obrażać IronMana
Obaj od razu odskoczyli. „Hej, co ty robisz?”.
Dziecko "wylądowało"
Czyli dokładnie co zrobiło, skoro nie do końca wylądowało? Zaczęło pół lewitować?



Musiałam
 
i obracając się do nich, kopnęło deskorolkę tak, aby mogło ją złapać w ręce. Na oko ten dzieciak miał z 12 lat, rok młodszy od Jeffa. Ubrany był w koszulkę marki Aeropostale i podarte, niebieskie jeansy. Bardzo mnie to obchodzi
"No, no, no. Wygląda na to, że mamy świeże mięso.". Po co ta druga kropka? Wiesz, dla towarzystwa XD Nagle pojawiła się dwójka dzieciaków, jeden był bardzo chudy, a drugi ogromny. "Skoro jesteście tutaj nowi, chcielibyśmy się wam przedstawić. To jest Keith.". Jeff i Liu spojrzeli na chudego dzieciaka. Miał tak głupkowatą twarz, że można by od niego oczekiwać pomocników. "A to jest Troy". Spojrzeli na grubego dzieciaka. Mowa o wannie smalcu.
No to mówimy o chłopaku, czy o wannie?? Whaaaaaaaaaaaaaaat...? Czy tylko ja nie obczajam tego zdania??? Skoro aŁtorka napisała ,,mowa o wannie smalcu'' to znaczy, że powinniśmy wiedzieć o co chodzi, a nigdzie ten cały Jeff go tak nie nazywa... No i kto normalny trzyma smalec w wannie?
Ten dzieciak wyglądał jakby nigdy nie ćwiczył i chyba nie mógł kucać.
"I ja…" powiedział pierwszy dzieciak. "…jestem Randy. Skoro już się zapoznaliśmy, to wiedzcie, że dla każdego dzieciaka obowiązuje pewna cena.
Hmmm, niewolnicy. Nice. Skandia!
Chyba mnie rozumiecie?". Liu wstał gotowy do walki, ale Randy z dwoma kumplami wyciągnęli noże. "Tsk, tsk, tsk!
Dafuq is this?? Czy to jest dźwięk wyciąganego noża, czy oni robili efekty dźwiękowe? Mahal...
Miałem nadzieję, że będziecie bardziej chętni do współpracy, ale widzę, że musimy użyć cięższych środków.". I znowu. Wait. Oni mają 12 lat, tak? Hej, normalka, przecież każdy dwunastolatek nosi przy sobie noże. A i tak to nie wszystko... Randy podszedł do Liu i wyciągnął mu z kieszeni portfel. A ten co, się zawiesił? Jeffa znowu ogarnęło to dziwne uczucie, tylko że teraz było potężne, piekące. Mówiłam, że za dużo kapusty Jeff wstał, ale Liu dał mu znać, żeby usiadł, wait, wait, what? A oni nie stali przypadkiem? lecz Jeff to zignorował i podszedł do dzieciaka.
"Posłuchaj mały śmieciu, oddaj mojemu bratu portfel albo…!". Randy włożył portfel Liu do swojej kieszeni i wyciągnął z niej nóż. Znowu? Miał dwa? A może jak Fili, miał wszędzie poupychane...








"Oh? I co zrobisz?" powiedział Randy, po czym Jeff dał mu pstryczka w nos.
O Eru... nie wierzę... dał mu pstryczka w nos?? *ponownie wali głową o ścianę* *ja też* I co ten boCHater teraz zrobi?? Dostał pstryczka w nos od młodszego dzieciaka, co za tragedia. Będzie miał traumę do końca życia.
Randy chciał uderzyć Jeff’a w twarz, lecz zanim to zrobił, Jeff chwycił jego pięść i połamał mu nadgarstek.
Pała z biologii! Droga aŁtoreczko/Drogi aŁtorze, uświadom sobie proszę, gdzie jest nadgarstek, a gdzie pięść. Potem spróbuj złamać sobie nadgarstek, trzymając za pięść. Challenge accepted! Wait... failed. Jeśli ci się uda (w co szczerze wątpię) przynajmniej nie będziemy musiały się męczyć przez jakiś czas z takimi opkami.
Gdy Randy darł się wniebogłosy,
No jasne. Ale niby czemu? Ok, rozumiem, Dżef ma nadprzyrodzone zdolności w łamaniu nadgarstków (trzymając za pięść), ale Mahal, przed chwilą groził im nożem, a teraz wyje jak trzylatek! Where is logic in here? Dead I s'pose.
Albo Jeff złamał jej nadgarstek.
Jeff wyrwał nóż z jego dłoni. Troy i Keith próbowali zaatakować go, lecz on był zbyt szybki. ?Powalił Randy'ego na ziemię. Keith prawie WTF zaatakował go, lecz on zdążył kucnąć i wbił nóż w ramię Keith’a. Keith [powtórzenia ;_;] upuścił swój nóż i upadł na ziemię, krzycząc. Troy spróbował tego samego, lecz Jeff nawet nie potrzebował noża. Uderzył go prosto w brzuch. Troy wymiotując, osunął się na ziemię, a Liu tylko patrzył na Jeff'a z podziwem.
"Jeff, jak t-t-ty t..." tylko to Liu był w stanie wypowiedzieć. No i teraz się rusza... Najpierw ciota się gapi jak mu portfel kradnie ten cały Randy, potem jak Jeff się z tym Rendym i jego bandą przedszkolaków bije, a potem dopiero się odzywa. Wut? Zobaczyli, że jedzie ich autobus i wiedzieli, że obwinią ich za to wszystko, więc zaczęli biec ile sił w nogach. Kiedy biegli, odwrócili się i zauważyli, że kierowca autobusu podbiegł do Randy’ego i innych. Kiedy Jeff i Liu byli już w szkole, nie mieli zamiaru powiedzieć, co się stało.
Wow, jaki szybki transport. Znowu teleportacja? It's just like magic!


 
Tylko siedzieli na lekcjach i słuchali. Liu myślał, że Jeff po prostu pobił kilku dzieciaków, ale Jeff wiedział, że to było coś więcej. Coś... mrocznego. mHok To dziwne uczucie, które ogarnęło Jeff’a, znikło, gdy kogoś krzywdził. Wiedział, że to okropnie brzmi, ale krzywdząc kogoś, czuł się taki szczęśliwy, czuł, że to uczucie odchodzi i nie czuł go już w szkole. Nawet, gdy szedł do domu blisko przystanku autobusowego i prawdopodobnie nigdy więcej nie jeździł autobusem, czuł by się szczęśliwy.
To zdanie powala gramatyką. Wszelkie słowniki i podręczniki właśnie poszły rzucić się z mostu, a ja wraz z nimi. Following
Kiedy wrócili do domu, rodzice zapytali ich, jak minął dzień. Jeff odpowiedział nieco złowrogim głosem "To był piękny dzień.". Wow, to prawie tak samo mHoczne jak ,,idź spać''!
Następnego ranka Jeff usłyszał pukanie do drzwi frontowych. Gdy zszedł na dół, zobaczył dwóch policjantów stojących w drzwiach. Jego matka spojrzała na niego gniewnym wzrokiem.
A skąd się tam wzięła matka? Znowu teleportacja? O.O
"Jeff, panowie powiedzieli mi, że zaatakowałeś troje dzieci. To nawet nie była zwykła bójka, oni byli dźgani. Dźgani synu!". ,,Dźgani!''
Poszukiwani! Zagubione przecinki! Szczęśliwego znalazcę prosimy o kontakt pod numer 658 912 085!”
Wzrok Jeff'a powędrował na podłogę, pokazując matce, że to prawda. Potem poszedł do kuchni, otworzył lodówkę i wyciągnął zimną colę w puszce, ponieważ atmosfera tego opka jest tak gorąca, że musiał się schłodzić. A następnie rzucił się z mostu w tym mieście, którego nazwy nadal nie znamy, bo przechodził załamanie nerwowe w trakcie czytania tego opka.
"Mamo, ale oni pierwsi grozili nam nożami.". No tak, bo to byli pięciometrowi olbrzymi, zabijający dziki i niedźwiedzie jedną ręką, niczym Halt XD
"Młody człowieku," powiedział jeden z policjantów, ,,Jesteś idiotą'' "znaleźliśmy troje dzieci dźgniętych, a jednego z obrażeniami wewnętrznymi. Czyli mamy trzech, czy czterech w końcu? Mamy świadków, że sprawca uciekł z miejsca zbrodni. Więc co masz nam do powiedzenia?".
Przecinku! Gdzie jesteś??
Jeff wiedział, że nie da się wybrnąć z tej sytuacji. Mógł powiedzieć, że on i Liu zostali zaatakowani, lecz nie było dowodów kto zaczął bójkę. Nie mogli powiedzieć, że uciekali, bo naprawdę tak było.
Eeee...? Czemu nie mogli powiedzieć prawdy? Bo to idioci
Jeff nie mógł obronić ani siebie, ani Liu.
"Synu, zawołaj swojego brata." Jeff nie mógł tego zrobić od pobicia tych dzieciaków.
Następne zdanie, które zabija gramatyką. W ogóle go nie zrozumiałam. Spoko, ja też nie
"Ale proszę pana, to byłem ja! To ja ich pobiłem. Liu próbował mnie odciągnąć, ale nie mógł mnie powstrzymać.". Policjanci spojrzeli na siebie i skin?ęli głowami.
"No, to wygląda na rok w więzieniu...". Wait, what?! Mają po dwanaście lat i do więzienia?! Ludzie, po pierwsze do czternastego roku życia odpowiedzialność za dzieci ponoszą rodzice, a potem, do osiemnastego poprawczak!!!
"Czekajcie!" krzyknął Liu, trzymając w dłoni nóż.
Tadadam! Kolejna teleportacja! Panie i panowie, toż to niezwykła rodzina! I skąd ten nóż?
Policjanci wyciągnęli broń i wycelowali w niego.
"To byłem ja! Ja ich pobiłem, mam na to dowody!". Liu podwinął swoje rękawy, odkrywając różne zadrapania i siniaki. Wyglądały, jakby były po bójce. Wut?
"Najpierw odłóż ten nóż." powiedział jeden z policjantów. Liu rzucił nóż na ziemię, podniósł ręce do góry i podszedł do policjantów.
"Nie, Liu! Przecież to byłem ja! Ja to zrobiłem!". Po twarzy Jeff'a zaczęły spływać łzy.
"A[c]h, biedny braciszku. Próbujesz przyjąć winę za coś, co ja zrobiłem. Weźcie mnie stąd.". Policja zabrała Liu do samochodu. Ok, nawet nie patrząc na to, że nie ma czegoś takiego jak aresztowanie dzieci za bójkę, to gdzie na Mahala, brodę Gorloga i gacie Merlina jest proces?! Normalnie Barty Crouch się znalazł, że do paki bez procesu "Liu, powiedz im! Powiedz im! To ja pobiłem te dzieciaki!". Matka Jeffa położyła ręce na jego ramionach.
"Jeff, proszę cię. Nie musisz kłamać. Wiemy, że to Liu. Przestań już.". Co za kochająca matka Jeff mógł tylko bezczynnie patrzeć na odjeżdżający radiowóz. Kilka minut później ojciec Jeff'a po co tu ten apostrof ja się pytam przyjechał. Widział twarz Jeff'a i tu też i wiedział, że coś jest nie tak.
"Synu, co się stało?". Zaatakowały nas wściekłe apostrofy i pożarły przecinki! Jeff nie mógł nic powiedzieć z powodu płaczu. Jego matka weszła z ojcem do domu, żeby opowiedzieć mu złe nowiny. Jeff został na podjeździe i płakał. Po jakiejś godzinie wrócił do domu. Widział, że rodzice są tak samo zszokowani, smutni jak i rozczarowani. Ym, jakoś nie widzę. Nie mógł na nich patrzeć. Wolał nawet nie myśleć, co rodzice sądzą o Liu, podczas gdy to była wina Jeff'a.
Ten apostrof... mnie... wkurza! You're not alone
W końcu poszedł spać, mając nadzieję, że choć na chwilę zapomni o całej sprawie.
Miejmy nadzieję, że już się nie obudzi.



Dwa dni później, odkąd wsadzili Liu za kratki, nie było od niego żadnych wieści. Tak, bo na pewno wsadzili dwunastolatka za kratki i zabronili widywać się z rodziną. Jeff nie miał znajomych do odwiedzenia. Nic tylko smutek i poczucie winy. Aż do soboty, kiedy mama Jeff'a obudziła go z uśmiechniętą, słoneczną twarzą.
No, nieźle, słońce na twarzy... ładnie to tak, własnego syna oślepiać??
"Jeff, dziś jest ten dzień." ,,dzisiaj wszyscy umrzemy i czytelnicy nie będą musieli się dłużej męczyć z tym opkiem!'' powiedziała jego matka, odsłaniając zasłony i wpuszczając światło do jego pokoju.
"J-jaki dzień?" powiedział w półśnie Jeff.
"Urodziny Billy'ego.". A jednak nie umrą? Szkoda... To by było zbyt piękne, przykro mi. Po tych słowach Jeff całkowicie się obudził.
"Mamo, ty żartujesz, prawda? Nie myśl, że pójdę na urodziny jakiegoś dziecka po tym, jak..." zrobił długą przerwę.
"Jeff, oboje wiemy co się stało. To przyjęcie może sprawić, że na trochę zapomnimy o całej sprawie. Tak, na pewno. Pójdziemy na przyjęcie urodzinowe ludzi, których nie znamy, zaraz po tym jak naszego syna aresztowali jacyś nadgorliwi policjanci, na pewno zapomnimy! Może będą lody? *zatyka sobie uszy i śpiewa „nie mam skojarzeń, nie mam skojarzeń”*A teraz ubierz się." powiedziała matka Jeff'a, po czym zeszła na dół, aby się przygotować. Kiedy Jeff wreszcie zmusił się, aby wstać, wziął pierwszą lepszą koszulkę i parę jeansów i zszedł na dół. Zobaczył, że jego ojciec jest ubrany w garnitur, a jego matka w suknię. średniowieczną Zdziwił się, dlaczego ubrali się w takie eleganckie rzeczy na imprezę jakiegoś dzieciaka.

"Synu, to wszystko, w co się ubierasz?" zapytała mama Jeffa. "To lepsze niż takie eleganckie ubrania." powiedział Jeff. Jego matka zignorowała wielką chęć, aby na niego nakrzyczeć i po prostu uśmiechnęła się.
"Jeff, może jesteśmy za bardzo elegancko ubrani, ale może zrobimy na nich dobre wrażenie."
Taaa, jasne. Raczej wypadniecie jak mega bogate, popisujące się gbury. Exactely
powiedział ojciec Jeff'a. Jeff burknął coś pod nosem i poszedł do swojego pokoju.
"Ja nie mam żadnych takich "eleganckich" ubrań!" krzyknął ze swojego pokoju.
"Po prostu weź coś." powiedziała jego matka. Przejrzał całą swoją szafę w poszukiwaniu czegoś eleganckiego. Znalazł czarne, dresowe spodnie, które ubierał na specjalne okazje i podkoszulkę.
Od kiedy dresowe spodnie są eleganckie? Męczy mnie to opko już...
Nie mógł znaleźć koszulki, którą mógłby założyć. Rozejrzał się, ale znalazł tylko koszule w paski i wzorki. Nic, co mógłby założyć z dresowymi spodniami. W końcu znalazł białą bluzę z kapturem i włożył ją.
"Ty w tym idziesz?" powiedzieli razem jego rodzice.
Nie, mamo, idę nago, masz coś przeciwko?” XD
Jego matka spojrzała na zegarek. "Nie ma czasu na przebieranki. Chodźmy już." powiedziała, po czym usłyszała jak Jeff z ojcem wychodzą z domu. Razem przeszli przez ulicę do domu Barbary i Billy'ego. Zapukali i ukazała im się Barbara, zupełnie jak rodzice Jeff'a, przesadnie ubrana. Gdy weszli do domu zobaczyli, że tam są tylko dorośli. Żadnych dzieci.
"Dzieci są na podwórku. Jeff, co ty na to, żebyś poszedł je poznać?" powiedziała Barbara.

Jeff wyszedł na podwórko i zobaczył, że było tam pełno dzieci. Wait. Oni szli przez to podwórko wcześniej chyba, nie? Te dzieciaki to zwiadowcy? Wszyscy biegali w dziwacznych, kowbojskich strojach, strzelając do siebie z plastikowych pistolecików. Nagle do Jeff'a grr... *podaje Luthien środek na uspokojenie* podbiegł dzieciak, wręczając mu pistolecik i kapelusz.
"Cześć, chcesz się pobawić?" powiedział.
"Eee, nie. Jestem za stary na takie rzeczy" powiedział Jeff. Dziecko spojrzało na niego miną proszącego szczeniaka.
"Proszę?" powiedziało dziecko. "No dobra." powiedział Jeff. Założył kapelusz, wziął pistolecik i zaczął "strzelać" do innych dzieci. Na początku wydawało mu się to bezsensowne, ale po chwili wydawało mu się nawet trochę fajne. Może to nie było "cool", ale to był pierwszy raz, kiedy choć na chwilę zapomniał o Liu. Jeff bawił się tak, aż usłyszał dziwaczny dźwięk. Dźwięk jeżdżącej deskorolki. Dun, dun, dun! Ach, to napięcie... Po chwili Randy, Troy i Keith przeskoczyli ogrodzenie na swoich deskorolkach. Jeff upuścił swój plastikowy pistolet i zrzucił kapelusz. Randy patrzył na Jeff'a z nienawiścią w oczach.
"Witaj, Jeff" powiedział Randy. "Mamy parę niedokończonych spraw.". Jeff zobaczył, że Randy ma posiniaczoną twarz.
No jasne, bo każdy, kto jest cały posiniaczony, aż pali się do bójki. Ej, ale ten cały Randy nie miał przed chwilą jakichś obrażeń wewnętrznych? I złamanego nadgarstka? Tak miał. Bo Dżef złamał mu nadgarstek trzymając za pięść ;) Logika, where are you...?
"Też tak myślę. Zajebię cię, za to, że wpakowałeś mojego brata za kratki.”.
Randy zdenerwował się. "Oh, bardzo śmieszne, wiesz, że ja i tak wygram. Może skopałeś nam tyłki kiedyś, ale nie dzisiaj." powiedział Randy, po czym ruszył na Jeff'a. Obaj upadli na ziemię. Randy uderzył Jeffa w nos, a Jeff złapał go za uszy i przyłożył mu "z główki", odpychając go od siebie. Po chwili wstali na nogi. Dzieci krzyczały, a rodzice wybiegali z domu. Troy i Keith wyciągnęli z kieszeni pistolety.
Skąd oni niby je wzięli??
"Niech nikt nie przerywa, bo polecą flaki!" powiedzieli. Randy wyciągnął nóż i wbił go w ramię Jeffa.
Jeff wydarł się wniebogłosy i upadł na kolana. Randy bezlitośnie kopał go w twarz.
Musiał mieć długie nogi.
Po trzech kopach Jeff chwycił nogę Randy'ego i przekręcił ją, co spowodowało, że upadł na ziemię. Jeff wstał i poszedł w kierunku tylnych drzwi. Troy chwycił go.
"Potrzebujesz pomocy?". Chwycił Jeffa za kołnierz i przerzucił go przez drzwi. Gdy Jeff próbował wstać, Randy powalił go na ziemię, i kopał go tak długo, aż zaczął kasłać krwią.
Nie wiedziałam, że od kopania kogoś, można zacząć kasłać krwią. Droga aŁtorko/Drogi aŁtorze, proponuję dodatkowy kurs z biologii. Jakieś zajęcia wyrównawcze, czy coś. Nie, no można, jeśli kopie cię wystarczająco mocno i długo w okolice klatki piersiowej, ale nie sądzę, żeby dwunastolatek miał tyle siły. Ale w tym zdaniu jest napisane, że to ten Randy zaczął kasłać krwią!
"No dawaj Jeff! Walcz ze mną!". Przeciągnął Jeff'a do kuchni. Randy widząc butelkę wódki na stole, roztrzaskał ją na głowie Jeff'a. Wódka. Na imprezie urodzinowej małego chłopca. Nice
"Walcz!". Randy przeciągnął Jeff'a do salonu. Ymmm... czy ja czegoś nie rozumiem, bo mi się wydawało, że oni już w tym salonie byli...
Oni sobie tak tańcują po całym domu? A gdzie dorośli? Chociaż, może są pijani, skoro na stole wódka leżała...
"No dalej Jeff! Spójrz na mnie!". Jeff podniósł wzrok. Jego twarz była cała zakrwawiona. "To ja wpakowałem twojego brata za kratki!
A w ogóle, to ile ten Liu miał lat? 13? 14? Czy 12? W każdym razie, to chyba jeszcze za wcześnie na więzienie... No mówiłam...
A ty będziesz siedział i pozwolisz mu tam gnić przez cały rok! Powinieneś się wstydzić!". Jeff zaczął się podnosić.
"Och, wreszcie zacząłeś się podnosić.". Jeff już wstał. Na jego twarzy była krew i wódka. Ładna mieszanka Znowu doznał tego dziwnego uczucia, ale wcześniej nie było tak silne. Do łazienki! "Wreszcie. Wstał!" krzyknął Randy i pobiegł z zamiarem zaatakowania Jeffa. To wtedy to się zdarzyło. Coś w Jeffie pękło. Jego psychika została całkowicie zniszczona,
Czyli co? Już nie miał mózgu? A ja myślałam, że od początku taka była, ta jego psychika
racjonalne myślenie znikło. Jedyne, co teraz potrafił, to zabijać. Chwycił Randy'ego i z dużą siłą rzucił nim o ziemię. Stanął nad nim i z ogromną siłą uderzył go prosto w serce, które się zatrzymało. Kiedy Randy próbował złapać oddech,
Skoro zatrzymało mu się serce, to jak on chce oddech brać...? To zdanie nie ma sensu. I logicznie, i gramatycznie, i fizycznie. First of all nie można walić kogoś prosto w serce. Second of all, to był tylko chudy dzieciak. Third of all, nawet gdyby można było, to by to Randy'ego nie zabiło
Jeff bił go. Cios za ciosem. Krew tryskała z jego ciała, aż złapał ostatni oddech i umarł. Ach, ten dramatyzm
Każdy teraz patrzył na Jeffa. Rodzice, płaczące dzieci, nawet Troy i Keith, którzy niewiele myśląc, wycelowali bronie w Jeffa. Ej, to oni tam cały czas stali? Nie mogli czegoś zrobić? Błagam, było tam dwóch dwunastolatków against grupie dorosłych. Serio, rodzice? Jeff widząc wycelowane w niego pistolety, pobiegł schodami na górę. Kiedy biegł, Troy i Keith otworzyli do niego ogień, lecz każdy strzał pudłował. Troy i Keith
Ach, te powtórzenia... Moje słowniki płaczą. Tonę w morzu łez... Chyba nawet nie będę walczyć... Jak ci rodzice
pobiegli za Jeff'em. Kiedy wystrzelili ostatnie naboje, Jeff skradając się, wszedł do łazienki. Chwycił stojak na ręcznik i wyrwał go ze ściany. Do łazienki wtarli Troy i Keith z nożami w dłoniach. Czyli cały arsenał mieli. Why not?
Troy podbiegł z nożem do Jeffa, który uderzył go stojakiem na ręcznik w twarz. Troy bezwładnie opadł na ziemię, więc zostali tylko Jeff i Keith. Keith był bardziej zwinny, więc kiedy Jeff wymachiwał stojakiem, Keith wyrzucił nóż i chwycił Jeffa za szyję. I rzucił nim o ścianę. Z górnej półki spadł na nich wybielacz. Palił ich obu i obaj zaczęli krzyczeć. Jeff wytarł oczy najlepiej jak mógł. Kiedy Keith jeszcze krzyczał z bólu, Jeff wziął z powrotem do ręki stojak na ręczniki. Celnie rozwalił metalowym stojakiem głowę Keith'owi. Kiedy Keith już leżał zakrwawiony na ziemi, towarzyszył mu złowieszczy uśmiech.
"Co w tym takiego śmiesznego?!" zapytał Jeff. Keith wyciągnął zapalniczkę i włączył ją. "To," powiedział, "że jesteś pokryty wybielaczem i alkoholem.". Jeff szeroko otworzył oczy ze zdziwienia, a Keith rzucił na niego zapalniczkę. Alkohol i wybielacz w kontakcie z ogniem wybuchły. Gdy alkohol zwęglił jego skórę, wybielacz ją wybielił.
To wybielacz działa tak, bez wody? Nie. To aŁtorka jest idiotką
Próbował się ugasić, lecz nic nie pomagało. Jeff darł się w niebogłosy. A dorośli co? Och, jakie fajne fajerwerki? Wczesny sylwester! Alkohol jest fajerwerki też! Alkohol sprawił, że był chodzącym płomieniem. Wyszedł na korytarz i spadł ze schodów. Wszyscy krzyczeli, gdy zobaczyli Jeff'a, ledwo żywego, płonącego człowieka. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, była jego matka, która próbowała go ugasić.
To brzmi komicznie.
Wtedy stracił przytomność.



Eruuuu, kiedy koniec?? Mahal wie...
Kiedy Jeff się obudził, poczuł, że ma bandaże na twarzy. Nic nie widział, ale czuł, że ma je również na ramieniu i szwy na całym ciele. Próbował wstać, lecz uświadomił sobie, że ma w ramieniu jakąś rurkę. Wtedy przybiegła pielęgniarka.
"Myślę, że jeszcze nie powinieneś wstawać." Powiedziała, kładąc go z powrotem na łóżku i poprawiając rurkę w jego ramieniu. Jeff usiadł.
No to w końcu mógł usiąść, czy nie?
Nic nie widział. Kompletnie nie wiedział, gdzie jest. Po długich godzinach usłyszał swoją matkę.
"Kochanie, jak się czujesz?" zapytała. Jeff nie mógł odpowiedzieć. Jego twarz była zakryta bandażami, więc nie mógł w ogóle mówić. "Kotku, mam wspaniałe wieści. Po tym wszystkim policja uznała za winnego Randy’ego i powiedziała, że zwolni Liu".
No jasne. 13-letni chłopak zabił trzech ludzi, ale za winnego uznali kogoś innego. Oczywiście. Fuck logic. Myślę, że ten cały Liu był od Jeffa młodszy...
Jeff wstał jak najszybciej potrafił, lecz przypomniał sobie, o rurce w jego ramieniu. "Liu wyjdzie jutro, będziecie mogli znowu być razem.".
Matka Jeff'a uścisnęła go i pożegnała się. Co to za matka, pytam się?! Najpierw pozwala zabrać swojego syna do pudła bez procesu, potem patrzy jak walczy z innym nawiedzonym bachorem, a potem se idzie. Przez następne tygodnie Jeff był odwiedzany przez rodzinę.
W końcu nadszedł ten dzień. Dzień zdejmowania bandaży. Jego rodzina niecierpliwiła się. Czekali aż doktor usunie ostatni bandaż zakrywający jego twarz.
"Miejmy nadzieję, że to będzie ładnie wyglądać." powiedział doktor, ściągając bandaż z twarzy Jeff'a.
Matka Jeffa krzyknęła na widok jego twarzy, a Liu z ojcem patrzyli z obrzydzeniem.
"C-co się stało z moją twarzą?" zapytał Jeff, po czym wyskoczył z łóżka i pobiegł do łazienki. Spojrzał w lustro i zobaczył, dlaczego rodzina tak zareagowała. Jego twarz była... okropna. Jego usta były spalone do głębokiej czerwieni, jego twarz zmieniła kolor na czystą biel, a jego włosy zmieniły kolor z brązu na kruczą czerń. Powoli dotknął ręką swojej twarzy. Była teraz szorstka. Spojrzał na swoją rodzinę, a potem znowu w lustro.
And teleportacja AGAIN.
"Jeff..." powiedział Liu. "Ona wcale nie jest taka zła...".
"Nie jest taka zła?!" zapytał Jeff. "Ona jest perfekcyjna!". Jego rodzina była zaskoczona, a Jeff zaczął się głośno śmiać. Jego rodzina zauważyła, że jego lewe oko i ręka drgały.
"Uch... Jeff, dobrze się czujesz?".
"Dobrze?! Nigdy nie czułem się taki szczęśliwy! Ha ha ha ha haaaaaaa! [tu powinno być po prostu „Jeff zaśmiał się”] Spójrzcie na mnie! Ta twarz pasuje do mnie idealnie!". Nie mógł przestać się śmiać. Pogładził znowu swoją twarz i spojrzał w lustro. Co to spowodowało? Więc, pamiętasz jak Jeff i Randy walczyli? Coś w jego umyśle, w jego psychice, pękło. On teraz był tylko szaloną maszyną do zabijania, lecz jego rodzina jeszcze o tym nie wiedziała.
"Doktorze," zapytała mama Jeffa. "czy mój syn ma... No wie pan... w porządku w głowie?".
"Tak, to jest typowy objaw dla pacjentów, którym podaliśmy tak dużą ilość środków przeciwbólowych. Jeśli po paru tygodniach nic się nie zmieni, zrobimy mu test psychologiczny.".
"Dobrze, dziękuje doktorze.”. Matka Jeffa spojrzała na niego „Jeff, kotku, wracamy do domu.".
Jeff oderwał twarz od lustra. Jego twarz dalej miała ten straszny uśmiech. "Dobrze mamo. Ha ha haaaaaaaa!". Matka spojrzała na niego i wzięła za ramiona i poszła z nim po ubrania.
„To ubrania, w których przyszedłeś.” powiedziała pielęgniarka z recepcji. Matka Jeffa spojrzała na czarne, dresowe spodnie i białą bluzę z kapturem, które miał na sobie jej syn. Teraz były czyste. Nie było na nich krwi, a dziury były zaszyte.
Taaaaaaaak, twarz mu się spaliła, ale ubrania pozostały nietknięte. Fuck logic
Mama Jeff’a wróciła do pokoju i podała mu ubrania. Potem wszyscy wyszli, nie wiedząc, że to ostatni dzień ich życia.
Nie ma to jak dobry spojler *headdesk* Czyli umrą!!! Hurra!!!

Później tej nocy matkę Jeff'a obudził dźwięk dochodzący z łazienki. Tym dźwiękiem był płacz. Powoli weszła do łazienki, aby zobaczyć co się dzieje. Ujrzała potworny widok. Jeff trzymał nóż i wycinał uśmiech na jego policzkach.
Woow! Nie wiedziałam, że nóż ma policzki! Ilu ja się rzeczy dowiaduję w tym opku!
"Jeff, co ty robisz?" zapytała. Tak, nie zabrała mu noża, bo po co? Jeff pije arszenik ,,kochanie, co ty robisz?''
Jeff spojrzał na matkę "Mamusiu, nie mogłem się ciągle uśmiechać. To po chwili bolało. Ale teraz mogę się uśmiechać wiecznie.". Matka Jeffa zobaczyła jego oczy, okrążone w czerni.
"Jeff, twoje oczy!". Jego oczy wyglądały, jakby nie miały się nigdy zamknąć.
"Nie mogłem widzieć mojej twarzy. Moje oczy zamykały się ze zmęczenia, więc spaliłem swoje powieki, Wut? To to jest w ogóle możliwe?! więc teraz będę mógł wiecznie widzieć siebie, moją nową twarz". Jego matka powoli zaczęła się wycofywać, widząc, że jej syn postradał zmysły. "Co się stało, mamusiu? Czyż nie jestem piękny?!".
"Jesteś synku.” powiedziała. „ P-pozwól mi pójść do tatusia, żeby mógł zobaczyć twoją nową twarz.". Matka wbiegła do sypialni, budząc ojca. "Kotku, weź broń. Nasz...". Zaniemówiła, gdy zobaczyła w progu Jeff'a trzymającego nóż.
"Mamusiu. Okłamałaś mnie.". To ostatnie słowa jakie usłyszeli, zanim Jeff ruszył na nich i zadźgał.

Liu obudził się od tych dźwięków.
And umarłam ponownie. Razem ze wszystkimi słownikami. Wyślę wam zaproszenia na pogrzeb. Masz podwójny grób? To się dołączę
Nie słyszał nic więcej, więc zamknął oczy i próbował zasnąć, lecz ogarnęło go dziwne uczucie, że ktoś go obserwuje. Kiedy się obrócił, Jeff zatkał jego usta ręką. Jeff powoli wyciągnął nóż, gotowy poderżnąć mu gardło. Liu próbował się wyrwać.

"Ciiiiiiiiii, idź spać." powiedział Jeff.
Ymmm... Czy ta cała sytuacja nie wynikła dlatego, że koleś nie chciał, żeby temu bratu coś się stało? Bo ja trochę nie widzę w tym sensu
*headdesk*
Nareszcie koniec. Idę przygotować sobie trumnę. Żegnajcie.

Aha i niech ktoś powie aŁtorca/aŁtorowi, że w języku polskim dialogi zapisujemy od myślników, a nie w cudzysłowie. Dziękuję za uwagę, idę ómierać.
Dołączam się!